strona gówna
spis treści
o antologii od siebie
o hippiźmie nie tylko dla rodziców
Wojciech Linde - Apanowicz Apacz
Zofia Bauer Biedrona
Krzysztof Biernacki
Witek Byczyński
Tomasz Chojnowski
Różycki
Jerzy Dębniak
Tomasz Drath
Tadeusz Wojciech Drwal
Katarzyna Dziki
Gwidon
Marcin Harlender
Jinx
Marek Jusięga
Dariusz Kałęcki
Katarzyna Kępińska
Grażyna Elżbieta Koper Suzi
Przemysław Andrzej Kozerski
Mirosława Łącka
Mały
Henryk Mencel Harry
Wojciech Tarzan Michalewski
Joanna Nienałtowska
Joanna Olbrychtowicz
Małgorzata Orlik
Alicja Orzechowska
Zbigniew Mick Osmulski
Anna Mama Radecka
Maria Sławińska
Jarosław Sparażyński Juju
Marian Suszek
Andrzej Szklarz Indianin
Marek Szwantner Pedro
Ted
Adam Wampir
Wiesław Waruś
Bożena Wójcik
Grzegorz Wróblewski Warka
Małgorzata Zaborska
Jacek Zajączkowski
Wiesław Ziubryniewicz Żubr

 

Nadzieja

przyjedź znów do miasta gdzie pośrodku lata
niektórzy jeszcze mieć będą Nadzieję

ona tylko tłumaczy tych co jeszcze zostali
ona każe wierzyć że nadejdzie czas
nie lepszy barwniejszy ale ten właściwy
ona lata miesiące zamienia w godziny
ona uczy zasypiać bez strachu o jutro
budzić się i patrzeć czy już świeci słońce

 

Samadhi

Hari Kriszna
Hari Kriszna
Kriszna Kriszna
w każdej ręce
strona świata
cichym szumem
Hanumanu
w święty Om
wyrwawszy dłonie
w przejściowej
formie popiołu
popatrz krzyku
brzmiący w czasie
zanim spłoniesz
spójrz w rąk gotyk
daj przejść światu
złącz się w wszechbyt
trwaj w najwyższym
Hari Hari

27.10.1971 r.

 

Dzikie wino / sielanka /

dzikie wino przy ścianie
łokciami przepycham
nagle mam winny pas
a pięty znów w chwastach
słońce jest jeszcze
i biało nade mną usycha
ot i kropla rosy
na nosie mi zgasła
matka droga prowadzi
dwie latorośle winne
chłopczyka i dziewczynkę
a może
na rozdwojenie jaźni
chorą hermafrodytę
dwojgiem oczu wpatrzony
tym trzecim dostrzegam
niedomknięty owad
zwisa na szybie
dłoń wyprostowana
wyznacza granicę
początek cegły końcem
panowania wina
płasko i wilgotno
palce gładzą miejsce
gdzie paznokciem relief
wyrył Amon Ra
pamięć dobrze szmelcuje nieprzyjścia obrazy
strugać
kształt
w powietrzu
nie można
co chwilę
wyprzedzam schemat
i trzymam
żywy heban włosów przecedzam przez ręce
krótka uwertura
pierwszy serca łomot
i
dopełnia się banał
gdy
zatopieni w sobie
kłaniamy się
trawie
oplecionym w jedno
dach jawi się winem
potem serce narasta i uderza
w finał
przerwany wybuchem
i tylko cierpko bolą pogryzione języki
misterium przerwane do następnego rytuału
malowania kompozycji z pogniecionych chwastów
kiedy się dokończy ma rola w przestrzeni
ułożę cię znów między dzikim winem
zwykłą trumnę napełni
twój
stygnący heban

3.01.1972 r.

 

x x x

szedł na święto
warg słysząc za sobą ostatnie
akordy tamtego
i
zabijającego
się
w
momencie
tego
imieniem
nowe
na swoim grobie zostawił
kołyszące modlitwę
ręce
i tak
w przedśpiewie tłuczonego szkła szedł na
święto warg
nie widząc swego zdziwienia
że jeszcze
on
oprócz
karalucha
miejsce odejścia stopy rozpamiętywał wiatr
ŚWIADOMOŚĆ:
nie ma było
jest dzieje się nigdy
apostoł czci dla siebie człowieka
tamto stało się gdy ogłosił
nadejście ery kwiatów
i już nikt nie
klęknął
pozostawione ręce
skrzyżowały się wdeptane
przez gąsienice a on nie miał
nawet królika do żył
wtedy między
rosnącym w skroniach
łomotem nabrzmiało
te
gadzim skrętem rzucił na ziemię
i
między
śpiewem
jękiem jednej i drugiej nonsylaby gryzł ją
połykał
napychał
usta
słodkim
popiołem
miał ją
NARESZCIE
MIAŁ !

20.01.1972 r.

 

Łza

J...

łza
pada na szkło
plama

łza
pada na metal
rdza

idziemy
patrząc uważnie pod nogi
pędzimy
tłumem ogromnym na oślep
w oczach
doskonale szkliści
niesiemy
uśmiech obrazu

ostrożnie
krok za krokiem
czy
ogłupieni pędem
tak samo
skrzętnie uważnie
niesiemy uśmiech obrazu
nasz prezent
dla przyszłości
dziś
od ust sobie odjęta
wiara
nadzieja
miłość
schowana
na Lepsze Jutro
czy zmieni się
w fiołkowe świątynie
prawdy
czekoladowe armaty
medytujących policjantów
człowieku
wrośnięty w teraz
w imieniu tych
biegnących
i tych co odmierzają krok za krokiem
który dla każdego
z nich
stoisz w miejscu
zazdroszczę ci tej
drogi
która w tobie
przechodzi
odwróć się
krzyknij za nami

łza
spływa po twarzy
sól

łza
pada na ziemię
kwiat

16.08.1975 r.

 

Ogrody zoologiczne

jeleń z dala od kwadratowych pól
żeruje
koła i trójkąty przeskakuje używają tylko
łuku
łania również nie trzyma się linii
prostych
łamiących się w pysku
wielbłądzia sierść wytarta o fałszywe
sahary
pochwałą przypadkowości kształtu zdawać się
może
i rym w zamkniętej formie zapisana
droga

ewoluujący w stronę rakiety gatunek człowieka
myślącego
jakże daleką do przebycia ma
spiralę
zbyt dumny by formę liścia przybrać
kiedykolwiek
choć oglądał swe narodziny siedząc na
gałęzi
teraz wszystkie je widzi zbyt dla siebie
wysoko

dnia piątego stworzył Pan ogrody
zoologiczne
a ujrzawszy swe dzieło
zapłakał

 

Chwila drugiego czasu
nieznanej Lucy ze szpitala
chorób psychicznych

cicho otwieramy hermetyczne drzwi do
drugiego czasu
stopnie nigdy nieodmiatane z
ludzkiego obłąkania
panie i panowie o łacińskich imionach
rzucają ślady na żelazne łóżka
nie więcej zobaczysz niż na to pozwoli
jednostka wagi
szczelnie przeźroczysta
krainę cieni zwiedzisz w filcowych pantoflach
nie
każdy śmiechem powie że jest wewnątrz
i toczy pacyfki po zielonej farbie
przy brzydkim stoliku siny dym zobaczysz
w nim plamę przez radość
zawleczoną z łóżka
w kismet masz uwierzyć
gdy pod ścianą żyje
piękna polska Lucy
o wąskich źrenicach
w tym drugim przetrwaniu
czytam strach i szarość
pięknej polskiej Lucy
w jej wąskich źrenicach

21-22.11.1971 r.

 

Wiara

i zaprawdę zaprawdę powiadają nam
w naszą wiarę najtrudniej będzie nam uwierzyć
wrócisz znów z powrotem kiedy jej zabraknie
a kiedy zabraknie znaczy że nie było
będziesz jej dniami szukał w poskładanych dźwiękach
w miast chorych tętnie przyspieszonym
nocą w gwiazdach poszukasz
w każdym kącie ciemnym

i nie odnajdziesz bo wierz mi zaprawdę
szukasz za daleko

 

Medytacja

bądź ze mną dopóki będziesz
wiosną wejdziemy do sadu który
przestanie nagle rodzić ludzkie czaszki
pokłonimy się sześciu stronom świata
i wtedy odnajdziemy siódmą...

nad pierwszym przywróconym do życia strumieniem
poślemy do środka uciszenie myśli
wróci zapomniana świadomość zegara
czasu przemierzającego wdechem i wydechem

i wtedy po raz pierwszy
opowiem o rzece
której jestem kroplą
opowiem o rzece
bo ja jestem rzeką
jestem kroplą - teraz
jestem rzeką - zawsze

a gdy słów zapomnę wtedy cię zapytam...
czy byłaś już wtedy na piaszczystym placu
czy dziś to spotkanie po kilkuset latach
czy byłaś już wtedy - Spokój Rozdająca

od kiedy masz twarze nigdy ich za wiele
myśli się kłębią znów przeważa czerwień

 

Życiorys

urodziłem się w 1970 roku
mam teraz prawie pięć lat
a więc jestem dzieckiem
a może kwiatem
bo i te rodziły się jeszcze wtedy
na kamiennych ławkach ratusza
najwięcej było czerwonych tulipanów
a ich opadające płatki
jak małe łódeczki odbywały
swoją ostatnią podróż - spełnienie
w kałużach jesiennego deszczy
na nieśmiertelniki nie zwracano uwagi
były bowiem szorstkie i nie posiadały zapachu
i choć obliczone na przetrwanie
upodabniały się z czasem
do suchych i bezwartościowych szkieletów
strzegących resztek nikomu już niepotrzebnych
wspomnień o żółci i zieleni
więc jest chyba jestem kwiatem
tylko -
- umieram ?
czy dopiero rodzę się do życia

 

Siadanie do kwiatu
Wściekłej małolacie M.

czujesz jeszcze
że ważne jest zewnątrz
czucie wychodzi
z ciebie
i
gubi się w tłumie
nie wiesz
jak
można wszystko oddawać do środka
a jesteś
tylko
w przestrzeń
rzucone
obrazy
przeźrocza na kurzu
lotnym
wyświetlane
nie patrzące
w środek
można
długo
nie umieć płynąć z własną krwią
a trzeba
dać się odwirować z nadziejną na
NIE BYĆ
pamiętaj oderwana od zbioru wartości zerowych
wartość zerowa żyje
bardziej żyje pamiętaj

26.12.1971 r.

 

Futurologia

jeżeli będę miał syna
postaram się
aby
nie rozróżniał
stopni wojskowych
w ten sposób
może
uda mi się
podnieść ignorancję
do rangi cnoty

spróbuję również
nauczyć go
salutować
przelatujące gołębie
jeżeli
nie będzie to już czas
stawania na baczność
przy ich
nieustającym pogrzebie

kiedy będzie chciał
poznać
pomogę mu -
- nie zatrzymam go
odchodzącego

4.11.1973 r.

 

Kazanie na gałęzi

z gałęzi drzewa
który sam przed laty
zasadził
kazał stojąc z odrzuconą w tył
głową
w rytmie upływającego czasu
kazał
coraz to
wyżej
i wyżej
kalecząc rozpostartymi palcami
coraz to
wznioślejsze
partie
błękitu
i tak
niesionego przez swoje słowa
oglądały go
coraz to
większe
rzecze
maluczkich
a nauka jego była dalsza i dalsza
bo słowa
bliższe
błękitu
obce były
dla uszu pozostającego w dole tłumu
a on kazał
rozważając
jeszcze raz
przestrzeń
wypełniającego się
siódmego biada

30.12.1971 r.

 

Opera Magna

w dusznej scenerii
dywanów i ciężkich mebli
powstawało
największe dzieło
jego życia
nie mógł być
tam
bo tam już nie istniało
nie mógł powiedzieć
jestem
bo nie było nikogo
był wszystkim
tylko
co pewien czas
pod wpływem
wilgotnego
oddechu
osypywał się
tynk,

na którego
przykrycie
nie starczyło
dywanów

w betonowym bunkrze powstawało
największe dzieło jego życia

29.12.1971 r.

 

Miłość

powiedzmy MIŁOŚĆ
to słowo - już tak dawno wyrzucone na śmietnik
to słowo wielokrotnie przekręcane
to słowo z którego zrobiono już kopalnię szyderstw
parawan dla ludzi mocnej ręki
to słowo które każdy mógł szeptać bezkarnie
to słowo tylko przez nielicznych w oczach ukrywane
to słowo nie cieszące nawet filologa
łatwe do napisania na czołgu, bombowcu
to słowo wyświechtane wycieraniem rąk
to słowo - za słaby argument w dyskusji
to słowo wstydliwie ukryte przed światem

to słowo wypisać trzeba w każdym czynie
to słowo jeden uśmiech i otwarta dłoń
to słowo niech każdą naszą myśl zagłusza
niech będzie moim członkiem w twojej ciepłej pochwie
to słowo niechaj nie zna postawy na baczność
czas je powtórzyć raz jeszcze i poznać
 

Definicje

nadzieja - wieczne odczuwanie jutra
wiara - rozumienie każdej chwili teraz
miłość - światu

brak definicji

 
 


Mariusz z Kołobrzegu